Pastorałka o glinianym kubku

Słowa: Anna Aschenbach

Muzyka: Andrzej Sobolewski

Zanurz pędzel w miód i w rosół, w piasek i w przydrożne błoto
I domaluj nad ogrodem gwiazdę szczerozłotą
Wesołych świąt w zdrowiu i spokoju
Raz jeszcze przeżyjmy tę wielką tajemnicę
Tajemnicę Bożego Narodzenia


Zanurz pędzel w miód i w rosół, w piasek i w przydrożne błoto
I domaluj nad ogrodem gwiazdę szczerozłotą
W jej promieniach cień osiołka sunie po błotnistej drodze
Święty Józef pochylony trzyma cienkie wodze
Na osiołku utrudzona w chustę tuli się dziewczyna
Pod jej sercem, drugie serce
Mocniej bić zaczyna
A przy drodze stoi chatka, niskie okna
Białe ściany, piec kaflowy
A na piecu kubek malowany
Pośród izby czarnowłosa
Staje w okno zapatrzona
Widzi drogę i wędrowców schylone ramiona
W jakim wietrze, w jakim chłodzie
Na świat przyjdzie ta Dziecina
Zdycha głośno i przy kuchni krzątać się zaczyna
Pustą głowę obwiązuje
Czarne włosy zbiera z czoła
Z kubka, który stał na piecu wysypuje zioła
Wie od babki, że na chłody i na przeciwności losu
Na samotność, na ból wszelki najlepszy jest rosół
Gdzieś za oknem tłum aniołów nagle się do lotu zrywa
Czarnowłosa w ciepłej izbie obiera warzywa
Nad polami cud się spełnia
Pasterze za gwiazdą gonią
A dziewczyna pieprz i zioła przesypuje dłonią
W garnku już się srebrzy woda
W starym piecu trzeszczą drzewa
Wstaje matka dzieciąteczku kołysankę śpiewa
Idą ludzie i zwierzęta przed Dzieciątkiem chylą głowy
A w garnuszku czarnowłosej rosół już gotowy
Można go do kubka wlewać
Cedzić przez blaszane sito
I nieść w chłód oblany żarem w noc światłem spowitą
Buty wsuwa i płaszcz wiąże
Wstążeczkami czerwonymi
Żeby zdążyć do stajenki
Póki rosół dymi
Biegnie drogą złote łuny
Widać w polu już z daleka
Lecz zza wierzby czarny wicher na dziewczynę czeka
Rzuca się i wir zaciąga
Wyje aż po krańce głosu
Koralami sypie w ciemność
Zrywa wstążki z włosów
Dmie i mąci, błotem trzęsie
I popycha w rów dziewczynę
Ciepły kubek się rozbija na tysiąc łupinek
Wszystko ziemią oblepione
Wszystkie pustki niepojęte
Zapłakana się podnosi
Patrzy na stajenkę
Nic już nie ma, ale wstaje
Idzie dziecinę powitać
Przed nią Józef i Maria
Białym lnem okryta
W jej ramionach Synek leży
O, cuda, cuda, cuda
Łyżką bierze ciepły rosół z glinianego kubka
Matka Boska uśmiechnięta
Dostałam go w tamtej chwili
Gdyśmy drogą przed tą chatką
Z gwiazdą przechodzili
Zanurz pędzel w miód i rosół
Blask namaluj od korony
Nie ma kubków i serc
Nie ma na zawsze stłuczonych
Hej kolęda, kolęda
Nie ma kubków i serc nie ma na zawsze stłuczonych
Hej kolęda, kolęda
Nie ma kubków i serc nie ma na zawsze stłuczonych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *